KARSKI W GETCIE WARSZAWSKIM
Karski w getcie, lato 1942 r.
Miałem o tym powiadomić świat. Relacja miała być czymś więcej niż tylko powtarzaniem słów moich rozmówców. Zaproponowali, abym udał się do getta. […]
Wyszliśmy do klatki schodowej, potem do bramy i na ulicę. Idąc chodnikiem, potykaliśmy się o kobiety, mężczyzn i dzieci. Byli ubrani tak nędznie, że nasze ubrania wydały mi się jakimiś strojami wieczorowymi. Byli wychudzeni, głodni i chorzy. Siedzieli na ziemi, usiłując żebrać lub coś sprzedać. Jakieś nędzne resztki tego, co im pozostało. […]
Panował smród. Ulice były nie sprzątane. Rynsztoki wypełnione fekaliami. I trupy. Nagie trupy. Nagie? Spojrzałem na przewodnika.
- Bo jak ktoś umrze, to rodzina zabiera jego ubranie, żeby się jeszcze komuś przydało. […] Trupy zostają, bo ludzi nie stać pochówek. Pod wieczór zaczynają jeździć takimi wózkami i zbierać – tłumaczył. […]
J. KARSKI, TAJNE PAŃSTWO, WARSZAWA 2004, S. 250-251.