PAŃSTWO PODZIEMNE
WYSŁANNIK POLSKIE PAŃSTWO PODZIEMNE
WYSŁANNIK

KARSKI O POWIERZONYM ZADANIU, MAJ 1940 r.

[…] Udając się tym razem do Francji, miałem za zadanie zreferować skomplikowany proces budowy Państwa Podziemnego oraz jego mechanizmów. Dalej, przebieg dyskusji koalicyjnych, treść osiągniętych kompromisów, warunki jakich spełnienia Podziemie oczekiwało od rządu we Francji.[…]

Ponadto otrzymałem – jak uważałem – najbardziej zaszczytną misję mego życia. Byłem zaprzysiężonym depozytariuszem wszystkich najważniejszych planów, tajemnic i szczegółów dotyczących spraw wewnętrznych Podziemia.[…]. Poszczególne stronnictwa zaprzysięgły mnie jako ich kuriera w misji do ich reprezentantów w gabinecie Sikorskiego. […] Wypełniała mnie duma.

J. KARSKI, TAJNE PAŃSTWO, WARSZAWA 2008, S. 122-123.

KARSKI O ARESZTOWANIU

Obudziło mnie uderzenie kolbą i głośny krzyk. Nim zdążyłem oprzytomnieć, dwóch słowackich żandarmów wywlokło mnie z łóżka. W rogu pokoju stało dwóch żandarmów niemieckich, uśmiechając się. Przewodnik leżał na podłodze zgięty w pół. Z ust leciała mu krew. Zastygłem z przerażenia.

J. KARSKI, TAJNE PAŃSTWO, WARSZAWA 2004, S. 129.

KARSKI O PRZESŁUCHANIU

- Proszę usiąść… - śledczy wskazał mi krzesło - … i mówić prawdę – kontynuował, gdy już to zrobiłem. – Podczas przesłuchania proszę cały czas patrzeć mi w oczy. Nie wolno odwracać wzroku, a odpowiedzi mają być natychmiastowe. Nie wolno nad niczym się zastanawiać. Uprzedzam, że poniesie pan dotkliwe konsekwencje, jeżeli nadal będzie pan nas okłamywał, tak jak wczoraj.

Wypowiedział to wszystko mechanicznym, obojętnym tonem. Z całej siły starałem się ukryć strach. Drgały mi jednak mięśnie policzków, a wargi musiałem nieustannie zwilżać językiem. Przyglądał mi się z uwagą. […] Nagle wyprostował się na krześle. Łokcie oparł na stole i zaplótł wypielęgnowane palce.

- Nazywam się Pieck – rozpoczął uroczyście – Ma pan szczęście, że jeszcze się ze mną nie spotkał. Nie było jeszcze człowieka, który wyszedłby lub wyczołgał się z mego przesłuchania, nie powiedziawszy całej prawdy. […]

- Teraz pytam pana, czym się trudni i jaki jest cel pana podróży. Nie ma się co wypierać Podziemia, panie kurierze. Opowie nam pan teraz wszystko. Jasne?

Zwilżyłem usta. Gardło miałem wyschnięte. Sporo wie lub blefuje – kalkulowałem. Póki co, postanowiłem ostrożnie zaprotestować.

- Nie rozumiem, o czym pan mówi. Nie jestem żadnym kurierem.

Skinął głową. W tym samym momencie otrzymałem cios pałką tuż za uchem. Nie dający się opisać, przeszywający ból przebiegł przez moje ciało. Dobrze wiedzieli w jakie miejsca uderzać. Spadłem z krzesła i odruchowo skuliłem się. Podszedł do mnie drugi ze strażników. Uniósł pałkę. Zamknąłem oczy. Cios jednak nie padł. Powoli otworzyłem oczy… Gestapowiec opuścił pałkę. […]

Cios pałki trafił mnie znów za uchem… Spadłem na podłogę. Ból rozrywał głowę. Postanowiłem udawać utratę przytomności.

- Nic ci nie pomoże symulowanie. Uderzenia w te miejsca mają wywoływać szok bólowy, ale nie traci się od nich przytomności. Roześmieli się.

- No, dobra. Brać się do roboty. […]

Dwa razy nie musiał powtarzać. Bito mnie pałkami i pięściami. Aby ciosy dochodziły lepiej, dwóch gestapowców postawiło mnie pod ścianą, trzymając pod pachami, a trzeci zadawał ciosy. Kiedy padałem, stawiali mnie znowu na nogi. Za którymś razem już nie było kogo stawiać. Straciłem przytomność. Bez udawania. Widocznie przecenili moją wytrzymałość.
KARSKI, TAJNE PAŃSTWO, WARSZAWA 2004, S. 134-136

JAN KARSKI O UCIECZCE Z ARESZTU ŚLEDCZEGO I SZPITALA W NOWYM SĄCZU

[…] Ucieczka od bólu. Pragnienie śmierci. Wiedziałem, że w mojej religii katolickiej taka śmierć jest grzechem. Jednak… wspomnienie ostatniego bicia było zbyt żywe. Nie urodziłem się widać na bohatera, który, katowany, do końca wytrzymuje i umiera z imieniem ojczyzny na ustach. Jedynym słowem, jakie wypełniało mój umysł i zwielokrotnione pchało się na usta, było obrzydliwość. […] Wyjąłem żyletkę oprawioną w drewienko. Przycisnąłem ostrze do nadgarstka prawej ręki i z całej siły zacząłem przesuwać. […] Krew ciekła na podłogę […] Straciłem przytomność. […]

Obudziłem się w małej salce szpitalnej. […] Chaotycznie zacząłem analizować swoje szanse. Były znikome. Wszystko czego mogłem się spodziewać to tortury. Postanowiłem, że ponowię próbę samobójstwa.

[…]

Wieczorem zjawił się lekarz […] – Teraz słuchaj uważnie. Punktualnie o dwunastej w nocy stanę w drzwiach sali i zapalę papierosa. To będzie sygnał. Natychmiast zejdziesz na półpiętro między pierwszym piętrem a parterem. Na parapecie będzie leżała róża. To będzie znak, że okno jest tylko przymknięte. Otwórz je i wyskocz. Na dole już będą na Ciebie czekać.[…]

Krótko przed północą w drzwiach pojawił się lekarz. […] Wstałem, zdjąłem piżamę […] Nagi i bosy przemknąłem się do drzwi. […] Zobaczyłem otwarte okno [..] Nabrałem powietrza w płuca. Skoczyłem.

Poczułem mocny uścisk czyichś ramion. Kilka par rąk schwyciło mnie, chroniąc przed upadkiem. Ktoś podawał mi spodnie, ktoś koszulę i marynarkę.

- Szybko! Ubieraj się. Nie ma czasu… Dasz rade biec? – Kiwnąłem głową bez przekonania. Pobiegliśmy do ogrodzenia. […] Byłem wolny.

J. KARSKI, TAJNE PAŃSTWO, WARSZAWA 2004, s.142-143, 145, 156-158.